Z pamiętnika nauczyciela...
Miałam może osiem, może dziewięć lat. Odkąd pamiętam, zawsze chciałam zostać nauczycielką. Ten zawód imponował mi od dziecka, i nie wiedzieć czemu, to był mój życiowy cel. I tak skończyłam szkołę średnią, bynajmniej nie liceum, ukończyłam pierwsze studia, później drugie, wreszcie trzecie. Angielski towarzyszył mi od zawsze. Niejednokrotnie pomógł mi otworzyć drzwi zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym.
W pewnym momencie zatrzymałam się pomiędzy wyjazdem do Niemiec, na wyspę Amrum położoną na Morzu Północnym, a lotem do USA i postanowiłam… zostać nauczycielem w liceum.
- Nie! – mówili - Co ty robisz? Młodzież nie jest już taka, jak kiedyś, czasy się zmieniły. Połkną cię na śniadanie!
- Może i tak – pomyślałam - ale no risk no fun, no pain no gain!
Wchodzę zatem do szkoły, otwieram drzwi do klasy i widzę… maturzystów!
I tak już zostało. Nie mogę wyobrazić sobie roku szkolnego bez spotkań z uczniami. Dlaczego? Dzięki Wam, kochani absolwenci, uczniowie, nauczyłam się, jak uczyć. Pokazaliście mi, jakim nauczycielem powinnam być.
Profesor Pyżalski pisze o znaczeniu relacji w procesie edukacyjnym. John Hatie usiłuje ustalić, jak maksymalizować siłę oddziaływania na uczenie się, ale tak naprawdę nie potrzeba żadnych naukowych analiz, by wiedzieć, że to dzięki tym wszystkim młodym ludziom, prymusom i łobuzom nauczyciel staje się nauczycielem.
Od lat pracuję w Świętokrzyskim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i od lat, zawsze w czerwcu, z pewną dozą nieśmiałości pukam do drzwi Dyrekcji, dzierżąc
w dłoni podanie z prośbą o wyrażenie zgody na pracę w szkole.
- Po co ci to? - pytają znajomi.
A może ja zwyczajnie lubię tę pracę, może widzę sens w tym, co robię, a może pracując z tak fantastyczną młodzieżą, czuję, że to co robię, ma sens? Jako nauczyciel i wychowawca w Społecznej przede wszystkim słucham. Słucham tego, co chcą mi powiedzieć moi uczniowie. Nie neguję, lecz analizuję ich wypowiedzi, ucząc się młodych ludzi XXI wieku. Społeczna pozwala mi na podmiotowe i indywidualne traktowanie ucznia, który nie jest dla mnie numerem w dzienniku, ale osobą, która zostanie już ze mną na zawsze. Niekonwencjonalnie, niebanalnie, tak właśnie jest na moich lekcjach angielskiego.